LogowanieNawigacjaTrybunał Konstytucyjny
Prezydent RP - aktualnościSejm RP - NewsZ Kancelarii Premiera
Strony partii politycznych obecnych w Sejmie VIII kadencji(w układzie alfabetycznym) Książki w promocjiPO — AktualnościPSLZNPBelferBlogBLOGI POLITYCZNE„Skrót myślowy” — blog Janiny ParadowskiejGra w klasy — blog Adama SzostkiewiczaNowe wątki na forum DPNPopularne strony |
AktualnościW Lublińcu dwie uczennice jadące jedną hulajnogą zderzyły się z rowerzystkąWypadki z udziałem osób poruszających się na hulajnogach to już niemal codzienność naszych ulic. Lubliniecka policja odnotowała w którym czasie już sześć takich zdarzeń.
Kategorie: Prasa
Dwie osoby podzielą się 1,8 mld dolarów z loterii PowerballBlisko 1,8 miliarda dolarów (ponad 6,5 mld zł) wyniosła wygrana w amerykańskiej grze liczbowej Powerball. Szczęśliwe numery wytypowały dwie osoby, które podzielą się ogromną sumą. Będą musiały jeszcze zapłacić podatki i to wysokie.
Kategorie: Telewizja
Na Lubelszczyźnie rozbił się dron. "Ma napisy po rosyjsku"W sobotę w miejscowości Majdan-Sielec na Lubelszczyźnie rozbił się dron. Policja zabezpieczyła teren. Miejscowość położona jest ok. 50 km od granicy z Ukrainą.
Beata Zatońska
Kategorie: Prasa
Antyterrorysta, który został gangsterem. Czy to Fragles stał za porwaniem Olewnika?Za tym niewinnie brzmiącym pseudonimem krył się wyjątkowo brutalny i bezwzględny gangster. Fragles, czyli Krzysztof Mrozowski, to niechlubny bohater tego odcinka Dziennika Kryminalnego. Uważano go za człowieka, który nie bałby się wypowiedzieć wojny nawet potężniejszemu od siebie przeciwnikowi. "On się cały czas czuł gliną, także jako gangster. Robił porządki po swojemu i nie przyjmował do wiadomości, że ktoś może mieć inne zdanie" - mówi w Dzienniku Kryminalnym Artur Górski, autor książki o Fraglesie. Czy to on rzeczywiście stał m.in. za sprawą porwania Krzysztofa Olewnika?
Marta Kawczyńska
Kategorie: Prasa
Afera mieszkaniowa. Wpłacili pieniądze, teraz żyją w strachuNa jednym z budynków pojawił się duży baner z informacją o 27 milionach złotych. To suma, jakiej firma Remar – wykonawca inwestycji – domaga się od SIM Małopolska za realizację trzech projektów mieszkaniowych: w Starym Sączu, Wieliczce i Miechowie. W związku z tym część przyszłych lokatorów zaczęła obawiać się, że budowa zostanie przerwana, a ich wpłaty – zagrożone. Do sprawy odniósł się burmistrz Starego Sącza, Jacek Lelek, który uspokaja, że spór dotyczy inwestycji w Miechowie i Wieliczce, a nie tej prowadzonej w jego gminie. – Mieszkania w Starym Sączu są bezpieczne, a partycypacje mieszkańców zabezpieczone – zapewnił. Inwestycja cieszy się dużym zainteresowaniem – ponad połowa lokali została już zarezerwowana, a do kupienia pozostało około 45 mieszkań. Lokale mają powierzchnię od 31 do 72 metrów kwadratowych i są przeznaczone głównie dla osób, które nie mają zdolności kredytowej, ale są w stanie regularnie opłacać czynsz. Planowany termin zakończenia budowy to drugi kwartał 2026 roku. Jednocześnie trwają przygotowania do kolejnego etapu inwestycji – docelowo w Starym Sączu ma powstać łącznie 208 mieszkań w ramach SIM, co pomoże zaspokoić potrzeby mieszkaniowe nawet tysiąca osób. Mimo optymistycznych deklaracji władz sytuacja pokazuje, jak ważna jest przejrzystość i dobra komunikacja w publicznych inwestycjach mieszkaniowych. Lokatorzy liczą na szybkie rozwiązanie sporu, który – choć formalnie nie dotyczy ich budowy – rzuca cień niepewności na całą inicjatywę. Czytaj też: Kolejny dron spadł w Lubelskiem. Śledczy mają trop Kategorie: Telewizja
Jest szóstka w Lotto Plus. Olbrzymia kumulacja
W sobotnim losowaniu Lotto nie padła główna wygrana. Kumulacja rośnie do 32 milionów złotych. Oto wyniki losowania Lotto i Lotto Plus z 6 września 2025 roku.
Kategorie: Telewizja
Tysiące złotych za rysę wielkości szpilki. "To maszynka do zarabiania na turystach"
Wypożyczasz auto, oddajesz je bez zastrzeżeń wynajmującego, a kilka dni później dostajesz maila z informacją o rzekomej szkodzie. Rysa, która była na aucie już przy odbiorze, teraz ma obciążyć twoją kieszeń. Brzmi jak koszmar turysty? Niestety, nie są to odosobnione przypadki.
Kategorie: Telewizja
Dariusz Dziekanowski przed meczem z FinlandiąBez stylu, bez dobrej gry nie osiągnie się wyniku. Kibice nie przychodzą na stadion, żeby zobaczyć wynik, tylko chcą oglądać dobre akcje i to, co zobaczyli w Holandii – drużynę – podkreślił w TVP Info Dariusz Dziekanowski, były reprezentant Polski przed niedzielnym meczem z Finlandią w eliminacjach finałów mistrzostw świata. Wskazał, że w meczu z Holandią zawodnicy Jana Urbana „byli zmobilizowani, przygotowani mentalnie”. – To pomaga w osiągnięciu wyniku. Z Finlandią rywalizujemy o drugie miejsce w grupie, ale mamy też apetyt na pierwsze – przyznał.
Kategorie: Telewizja
Krwawy atak dżihadystów. „Dziesiątki bojowników na motocyklach”Większość ofiar to cywile. Wśród zabitych jest też co najmniej pięciu żołnierzy. Darul Jamal leży bowiem w stanie Borno, tuż przy granicy nigeryjsko-kameruńskiej, a w mieście ustawiony był posterunek wojskowy. Dżihadyści zaatakowali w piątek w nocy. Osoby, które przeżyły masakrę, relacjonowały, że kilkudziesięciu bojowników przybyło na motocyklach, strzelając z karabinów maszynowych i podpalając domy. „To był skoordynowany atak. Zlokalizowali teren zaludniony i otworzyli ogień do uchodźców, robotników, kierowców i sił bezpieczeństwa” – powiedział w rozmowie z nigeryjskim dziennikiem „Post Daily Trust” przedstawiciel lokalnych władz. Jak dodał, ofiar wciąż przybywa, ponieważ wielu mieszkańców doznało ciężkich obrażeń i ludzie „umierają z powodu odniesionych ran”. Nigeryjskie wojsko natychmiast przeprowadziło operację odwetową. Lotnictwo i siły lądowe zabiły ponad 30 rebeliantów. Niemal równolegle tragiczne wydarzenia rozegrały się w Kamerunie. W piątek wieczorem w regionie Muyuka, w anglojęzycznej części kraju, samochód wojskowy wjechał na improwizowaną minę. Wybuch zabił na miejscu siedmiu żołnierzy, kolejny zmarł w szpitalu. Dzień później separatyści zastrzelili jeszcze jednego żandarma. Do ataku przyznała się grupa Fako, działająca na rzecz oderwania południowo-zachodniego regionu Kamerunu i utworzenia tzw. Ambazonii. Konflikt w Kamerunie trwa od października 2017 r., kiedy separatyści proklamowali niepodległość. Początkiem problemów były jednak pokojowe protesty anglojęzycznych nauczycieli i prawników domagających się równouprawnienia. Rząd odpowiedział represjami, a sytuacja przerodziła się w wojnę domową. Według International Crisis Group, w ciągu ośmiu lat walk zginęło ponad 6,5 tys. osób, a blisko milion zostało zmuszonych do opuszczenia domów. Zarówno armia, jak i separatyści dopuszczają się brutalnych zbrodni wobec cywilów. Czytaj też: Groźby USA podziałały. Kraj odwołuje manewry wojskowe z Rosją i Chinami Kategorie: Telewizja
Zapomniane ludobójstwo. „Zestrzeliwaliśmy niemowlęta jeszcze w locie”
Jesień i śmierć
Opis nie pochodzi z historycznej powieści czy zeznań sądowych. Jego autor wieczorem 2 października 1941 roku informował: „Właściwie powinienem już spać, jest już 21:00, a ja zgłosiłem się na jutro na Sonderaktion [akcję specjalną]”. Następnego dnia, uzbrojony w pistolet i 28 naboi, których „prawdopodobnie nie starczy”, jedzie wykonać zadanie. Dwa dni później, 5 października, relacjonuje kolejne „wielkie masowe umieranie”. Przyznaje: „Podczas pierwszych ciężarówek trochę drżała mi ręka, gdy strzelałem, ale człowiek się do tego przyzwyczaja”. Język raczej chłodny, pozbawiony emocji – aż do momentu, gdy dochodzi do opisu mordu najmniejszych dzieci. Wtedy pojawiają się sformułowania niemal poetyckie: „Niemowlęta latały szerokim łukiem w powietrzu, a my zestrzeliwaliśmy je jeszcze w locie, zanim wpadły do dołu i wody”. Światopogląd jasny i spójny, kiedy stwierdza: „Gdybym nie był już narodowym socjalistą, to pierwszy dzień mojego wojennego zaangażowania uczyniłby mnie nim w stu procentach”. W obliczu zbrodni nie szuka usprawiedliwienia, bo wie: „Cóż znaczy tysiąc dwustu Żydów, których znowu jest w jakimś mieście za dużo i muszą zostać «ubici»”. Oto Walter Mattner, autor tych słów, wysoki funkcjonariusz w strukturach Policji w okupowanym przez Niemców Mohylewie. I jego głos sprzed 84 lat z listów do… żony. Mohylew to trzystupięćdziesięciotysięczne miasto na wschód od Mińska, leżące nad Dnieprem, rzeką, która jak zszywka, nierzadko wbrew historii, spina ziemie Rosji, Białorusi i Ukrainy. Sam Mohylew ma skomplikowaną historię: przez wieki łącznik handlowy i ośrodek administracyjny. Przed wybuchem II wojny światowej, w 1939 roku, zgodnie z sowieckimi danymi, był zamieszkały przez 100 tysięcy osób, w tym 61 proc. Białorusinów, 20 proc. Żydów, 12,6 proc. Rosjan, 3,5 proc. Ukraińców i 1,3 proc. Polaków; choć prawdopodobnie w latach 20. Polaków było kilka razy więcej. Zawsze pełnił ważne funkcje i jeszcze w XX w. – pod koniec lat 30. – bolszewicy szykowali Mohylew na nową stolicę Republiki Białoruskiej, a dwie dekady wcześniej, podczas I wojny światowej, car ulokował tam swój sztab. Ta wielość tożsamości uczyniła miasto podatnym na gwałtowne przemiany, narzucone przez najkrwawszego z okupantów. W 1941 roku Mohylew stał się znaczącym niemieckim garnizonem i węzłem dowodzenia. W mieście funkcjonowały pododdziały SS, policji i Wehrmachtu, a administracja polowa i policyjna tworzyły warunki do szybkiego uruchamiania akcji represyjnych. 25 września 1941 roku pozostałym przy życiu Żydom z Mohylewa nakazano przeniesienie się do getta. Powstało ono w warunkach skrajnego przeludnienia i niedostatku. Według relacji: „w domach […] nie było elektryczności. Tam zawsze było ciemno i ponuro. Okna były często zasłonięte, zabite, [lub] okien nie było. Wewnątrz paliły się woskowe i tłuszczowe świece. Przestrzeń życiowa była ograniczona i ciasna”. Niemal natychmiast wymordowano stłoczonych tam ludzi: 2-3 października 1941 roku – 2273 osoby, 19 października kolejne 3726. Równocześnie w hucie Dimitrowa, produkującej m.in. włazy kanalizacyjne z napisem „Zawod imieni Dimitrowa Mogilew” (można je spotkać i dziś w Moskwie), urządzono obóz pracy, funkcjonujący do września 1943 roku. Później Niemcy starannie zacierali ślady ludobójstwa, ale szacuje się, że w całym kompleksie obozowym zgładzili 25 000-30 000 osób, w tym nie mniej niż 7500 Żydów oraz ponad 1200 pacjentów psychiatrycznych. Najwyraźniej maszyna działała tu nad wyraz sprawnie. Mohylew łączył funkcje administracyjne, logistyczne i represyjne, zaś „racjonalne”, „zoptymalizowane” decyzje wydawane w mieście oraz gotowość lokalnych struktur sprawiły, że niemieckie ludobójstwo otrzymało tu poligon dla wypracowania rozwiązań systemowych. Zatem logiczne było zwołanie w Mohylewie konferencji. Odbyła się ona w dniach 24-26 września 1941 roku i była wydarzeniem operacyjno-ideologicznym: zgromadziła ok. 61 oficerów, z przewagą Wehrmachtu, i miała charakter praktyczno-szkoleniowy dla dowódców działających na tyłach frontu. Jej agenda nie ograniczała się do dyskusji o „zagrożeniu partyzanckim”. Program łączył instrukcje militarne z metodami identyfikacji i likwidacji „elementów podejrzanych”, czyniąc z walki z rzekomymi bandami ramę dla masowych represji wobec cywilów. Wśród mówców znaleźli się dowódcy z Einsatzgruppe B, organizacji policyjnej odpowiadającej za zamordowanie ok. 2 mln ludzi, w tym dowódcy policyjni i oficerowie SS. Audytorium obejmowało przede wszystkim kadrę wojskową, co ułatwiło szybkie wdrożenie instrukcji na poziomie lokalnym. Drugiego dnia zorganizowano ćwiczenia polowe: pokazowe „przesiewy” wsi, podczas których raportowano znalezienie „obcych” i natychmiastowe egzekucje. Procedury te miały swoje oficjalne nazewnictwo, kategoryzujące ofiary: „włóczęga”, „podejrzany cywil”, „pomocnik partyzantów”, co w efekcie dawało wykonawcom dowolność działania. Kim bowiem jest „podejrzany cywil”? Raporty z ćwiczeń dokumentują przypadki, gdy z grupy zatrzymanych cywilów część była natychmiast likwidowana bez jakiegokolwiek procesu ani dowodu współpracy z ruchem oporu. Konferencja w praktyce legitymizowała politykę, którą kierownictwo Trzeciej Rzeszy postulowało już od pierwszych tygodni operacji Barbarossa przeciw ZSRR: „Wojna partyzancka ma też swoją zaletę – mówił Hitler – pozwala nam wykorzenić to, co jest przeciwko nam”. To połączenie działań przeciw partyzantce z polityką eksterminacyjną znalazło odzwierciedlenie w wysyłanych po konferencji dyrektywach i instrukcjach. Nakazywały one ściślejszą współpracę Wehrmachtu z formacjami bezpieczeństwa i rozszerzały uprawnienia jednostek tyłowych do rozstrzygania „spraw życia i śmierci” bez sądów. W rezultacie praktyki pacyfikacyjne przestały być incydentalne i stały się standardową procedurą. Ponadto podczas konferencji w Mohylewie sprytnie przekazano odpowiedzialność i narzędzia kontroli w ręce lokalnych organów – rzecz jasna niemieckich, ale z czasem współdziałających z lokalną ludnością. Utworzenie i wykorzystanie pomocniczych formacji policyjnych sprawiło, że represje zyskały zasięg – a jednocześnie ukryto główny cel – ludobójstwo – pod fasadą „porządku” i „bezpieczeństwa”. Konsekwencje były natychmiastowe: jednostki Wehrmachtu, dotąd ograniczane do roli wsparcia, na wszystkich terenach zajętych przez Trzecią Rzeszę, zaczęły bezpośrednio uczestniczyć w akcjach eksterminacyjnych. W krótkim czasie „antypartyzancka” retoryka stała się tożsama z eksterminacją. Zbudowanie struktur to jedno, ukrycie celów – drugie, ale trzeba było też wypracować standardy działań. We wrześniu 1941 roku w rejonie Mohylewa oraz w Nowinkach pod Mińskiem przeprowadzono serię brutalnych prób, których celem było znalezienie „łatwiejszej” metody zabijania niż masowe rozstrzeliwanie. Obiektem – by tak rzec – testowym uczyniono pacjentów szpitali psychiatrycznych. Głównymi wykonawcami byli Arthur Nebe (szef Einsatzgruppe B) i chemik Kripo, niemieckiej policji kryminalnej, doktor Albert Widmann. Najpierw badano skuteczność ładunków wybuchowych. Według relacji eksperyment z użyciem dynamitu okazał się nieefektywny: „Pierwsza eksplozja zabiła tylko niektórych z nich i zajęło dużo czasu i kłopotów, aż druga eksplozja zabiła resztę. Materiały wybuchowe były więc niezadowalające” (za: Widmann, zeznanie). Kilka dni później zastosowano spaliny samochodowe. Widmann opisywał montaż rur i wykorzystanie wydechów jako źródła toksycznego gazu: „Po pięciu minutach Nebe powiedział, że nic się nie dzieje. Po ośmiu minutach nie był w stanie wykryć żadnego rezultatu i zapytał, co należy zrobić dalej. Nebe i ja doszliśmy do wniosku, że samochód nie jest wystarczająco mocny. Więc Nebe kazał zamontować drugi wąż na pojeździe transportowym, który należał do policji regularnej. Wtedy już po kilku kolejnych minutach ludzie stracili przytomność. Oba pojazdy pracowały jeszcze przez około dziesięć minut” (za: Widmann, zeznanie). Relacje powojenne i śledcze odnotowują, że ofiarą tych zabiegów padło wówczas ponad pięciuset pacjentów z zakładu psychiatrycznego. Materiały dowodowe i późniejsze analizy techniczne wskazują wyraźnie na przekrojowe podejście: od improwizowanych eksplozji, przez adaptację spalin do zabijania, po inżynieryjne udoskonalenia, np. dotyczące silników ciężarówek, w celu zwiększenia stężenia tlenku węgla („poprzez regulację zapłonu można zmaksymalizować ilość trującego tlenku węgla w spalinach”). Jednocześnie autorzy piszący o tym po latach podkreślali, że zadanie to powierzono Widmannowi „aby odciążyć oddziały SS i równocześnie opracować inną metodę uśmiercania’” (za: „Der Spiegel”, 14/1967). W zeznaniach i dokumentacji pojawia się także wyraźny wątek „naukowy” oraz „zarządczy”: działania miały charakter eksperymentalny, metody były oceniane pod kątem „wydajności” i „użyteczności”. Aspekt moralny nie był w ogóle brany pod uwagę, co ilustruje postawa Widmanna: „Po tym, jak Nebe powiedział mi, że ma rozkaz zabicia chorych psychicznie na swoim obszarze, nie miałem już nad czym myśleć” (Widmann, zeznanie). Sam Heinrich Himmler odwiedził zakład psychiatryczny w Nowinkach 15 sierpnia 1941 roku. Był to rekonesans: celem – ocena wpływu masowych rozstrzeliwań na stan psychiczny wykonawców. Po inspekcji zażądał od dowódcy Einsatzgruppen B, Arthura Nebego, „znalezienia bardziej «humanitarnej metody» zabijania pacjentów”. Motywacja była instrumentalna: „sugestia Himmlera dotycząca zabijania pacjentów w bardziej «humanitarny» sposób nie dotyczyła wcale dobra pacjentów, lecz zmniejszenia psychicznego obciążenia oprawców… jego główną troską była zdolność tych ludzi do reintegracji w społeczeństwie po wojnie”. Raporty i badania wskazywały bowiem, że już w sierpniu 1941 roku Himmler i Reinhard Heydrich, z zamiłowania skrzypek, z zawodu – zbrodniarz wojenny, otrzymywali informacje o alkoholizmie i załamaniach psychicznych wśród członków Einsatzgruppen, co bezpośrednio skłoniło kierownictwo SS do poszukiwania nowych, „technicznych” rozwiązań. Nebe, który wraz z dr. Widmannem miał już pewną wiedzę, w efekcie przeprowadzanych „eksperymentów” w Mohylewie i Nowinkach, zdecydował się działać dwutorowo. Poświadczenia niezależnych komisji (m.in. zeznania lekarza z Nowinek) potwierdzają, że to właśnie on przekształcił łaźnie szpitalne w prowizoryczne komory gazowe, w których środkiem trującym były spaliny samochodowe. Równocześnie rekomendował centrali w Berlinie skonstruowanie mobilnych komór, czyli ciężarówek z hermetycznymi naczepami, do których wprowadzane byłyby spaliny. Na polecenie kierownictwa część jednostek otrzymała seryjnie produkowane pojazdy tego typu. Eksperyment mohylewski stał się w ten sposób bezpośrednim i tragicznym pomostem między lokalnymi akcjami a industrialnym ludobójstwem obozów zagłady. Należy jednak podkreślić, że sam pomysł mobilnej komory gazowej nie był wynalazkiem Nebego. Tego typu „duszące samochody” (niem. Gaswagen, ros. duszegubka) były używane przez Niemców już od jesieni 1939 roku do mordowania pacjentów psychiatrycznych na okupowanych ziemiach polskich. Innowacja Nebego i jego zespołu w Mohylewie miała charakter nie techniczny, a systemowy. Po raz pierwszy potencjał tej metody rozważano w kontekście masowej, przemysłowej zagłady setek tysięcy, a nawet milionów ludzi. Mimo początkowych „sukcesów”, Mohylew nie został przekształcony w stały ośrodek zagłady. Zadecydowały o tym względy logistyczne i strategiczne: miasto leżało głęboko na froncie wschodnim, w strefie niestabilnych działań wojennych, narażone na ataki partyzantów. Poza tym Niemcy potrzebowali miejsc położonych bliżej rozwiniętej sieci kolejowej i głównych szlaków transportowych, a zarazem w rejonach z dużymi skupiskami ludności żydowskiej. Nie można też wykluczyć, że ważny głos mieli tu przedstawiciele wielkiego przemysłu, którzy pod koniec 1941 roku pracowali już nad rozwiązaniami stacjonarnymi. Inżynier Fritz Sander z firmy Topf & Sons z Erfurtu pisał otwarcie o konstruowaniu ciągłych (czyli niemobilnych) pieców krematoryjnych, które „muszą być uważane wyłącznie za urządzenie do eksterminacji”. Dlatego ośrodki zagłady, które od jesieni 1941 roku krystalizowały się w planach kierownictwa SS, zostały ulokowane nie w Mohylewie, ale na terenie Generalnego Gubernatorstwa. Tam, w ramach akcji „Reinhardt”, powołano obozy w Bełżcu, Sobiborze i Treblince. A dlaczego dziś w kontekście niemieckiego ludobójstwa nie mówimy o wydarzeniach z Mohylewa? Głównie „z powodu niedostępności archiwów radzieckich” – odpowiada polsko-niemiecki badacz Grzegorz Rossoliński-Liebe. Powojenna blokada źródeł nie tylko utrudniała badania, lecz też kształtowała narracje: łatwiej cytować centralne rozkazy, daty i konferencje niż rekonstruować rozproszone, egzekucje, bo to wymaga lokalnych kwerend. Symbolem tej centralnej, „biurokratycznej” warstwy zagłady stała się konferencja w Wannsee ze stycznia 1942 roku – spotkanie wysokich rangą urzędników III Rzeszy, na którym pod przewodnictwem Heydricha sformalizowano i skoordynowano już trwające ludobójstwo pod eufemistycznym hasłem „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Łatwiej zapamiętać i analizować jedno spotkanie w willi pod Berlinem, w którym uczestniczyli główni architekci terroru, niż dociekać okoliczności setek lokalnych masakr. „Skala biurokratycznych dokumentów (rozkazy, raporty) sprawiła, że symbole takie jak Wannsee zyskały większą widoczność” – twierdzi historyk z Jad Waszem, Leonid Rein. Odrębny problem to sami sprawcy. Ikony biurokracji z Berlina oraz wykonawca planu, Adolf Eichmann, pasują do czytelnej formuły winy. Mohylew ujawnia natomiast współzależność struktur: funkcje wykonawcze przejmowały zarówno instytucje niemieckie, jak i lokalne formacje. „Członkowie ukraińskiej policji pomocniczej nie odgrywali roli wiodącej, lecz […] ich współpraca uczyniła żydowską eksterminację technicznie i logistycznie możliwą” – twierdzi Rossoliński-Liebe i dodaje – „Wielu ukraińskich nacjonalistów dołączyło do utworzonej przez Niemców w sierpniu 1941 roku ukraińskiej policji i pomagało niemieckim okupantom w zabijaniu Żydów”. Już na wiosnę 1942 roku w Generalnym Gubernatorstwie było ponad 4000 ukraińskich policjantów, a na Wołyniu 12 000 wobec zaledwie 1400 Niemców. Ich liczebność czyniła z nich podstawowy aparat egzekucyjny. Przy czym trzeba zaznaczyć, że skala białoruskiej kolaboracji z Niemcami była znacznie mniejsza niż w przypadku Ukraińców. Wynikało to m.in. ze słabszego rozwoju narodowych struktur niepodległościowych, późniejszego i bardziej ograniczonego tworzenia przez Niemców instytucji kolaboracyjnych (jak Białoruska Rada Centralna) oraz – by tak rzec – kwestii psychologicznej: okupanci w mniejszym stopniu skłonni byli polegać na Białorusinach. Bo oto staje przed nami nie tyle widmo historii, co zimne, logiczne, biurokratyczne oblicze teraźniejszości. Wydarzenia z Mohylewa nie były aktem szaleństwa, ale przemyślanym eksperymentem inżynierii społecznej. Poligonem, na którym udoskonalano technologię zagłady, by stała się bardziej wydajna i mniej obciążająca dla oprawców. To właśnie ta „racjonalność” jest najgłębszym szaleństwem i najtrudniejszą do przyswojenia prawdą o zagładzie. Jak pisał Jonathan Littell w „Łaskawych” – jednej z największych i najwnikliwszych powieści o II wojnie światowej: „Nowoczesne ludobójstwo jest procesem wymierzonym przeciwko masom, przez masy i dla mas. To także proces uzależniony od wymogów metod przemysłowych. […] Więc kto jest winny? Wszyscy czy nikt?”. Mohylew przypomina też, że zbrodnia przemysłowa nie potrzebuje potworów. Wystarczą ludzie wyposażeni w tabele i techniczne instrukcje. Dlaczego więc dziś trzeba o tym mówić? Bo coraz szybciej tracimy pamięć wojny, coraz chętniej szukamy okazji do sporów i wyliczania win między narodami. A przecież lekcja Mohylewa jest inna: ofiara i kat nie są kategoriami ostatecznymi. Wystarczy presja, rozkaz, okazja, aby ofiara stała się narzędziem w rękach kata – i kolejnym katem. To dlatego ta historia nie minęła. Bo, jak przestrzega po raz kolejny Littell: „Prawdziwym zagrożeniem dla człowieka jestem ja, jesteście wy”. Kategorie: Telewizja
Zmasowany rosyjski atak na Ukrainę, uszkodzony budynek rządu. Polska poderwała myśliwceBardzo ciężka noc w Ukrainie. Rosja przeprowadziła zmasowane ataki dronami. Dwie osoby, w tym roczne dziecko, zginęły, a 15 zostało rannych w nocnym rosyjskim ataku dronowym na Kijów. Nad budynkiem rządowym w centrum miasta unosi się dym - podały lokalne władze, cytowane przez AP i agencję Reutera. W związku z atakami na cele w Ukrainie polska poderwała myśliwce.
Beata Zatońska
Kategorie: Prasa
Finowie na drodze polskich piłkarzy. Trudne zadanie w Chorzowie10 czerwca 2025 roku zapisał się w historii polskiego futbolu, ale na niechlubnych kartach. Tego dnia kadra prowadzona przez Michała Probierza niespodziewanie przegrała w Helsinkach 1:2. Atmosfera wokół reprezentacji była wówczas zła, na co wpływ miało odebranie opaski kapitańskiej nieobecnemu na czerwcowym zgrupowaniu Robertowi Lewandowskiemu. Probierz argumentował, że tę trudną decyzję podjął dla dobra drużyny. W odpowiedzi napastnik Barcelony oświadczył, iż więcej w kadrze pod jego wodzą nie zagra. Dwa dni po porażce z Finami ówczesny selekcjoner podał się do dymisji. W połowie lipca jego następcą został Jan Urban, który przywrócił Lewandowskiemu rolę kapitana. W niedzielę w Chorzowie polscy piłkarze będą mieć okazję do rewanżu na Finach. Szansa na wygraną wydaje się bardzo duża, a moment idealny. Biało-czerwoni w czwartek zremisowali bowiem w Rotterdamie z silną Holandią 1:1. Pod wodzą Urbana odzyskali energię i optymizm, atmosfera wyraźnie się poprawiła, więc w meczu z Finlandią chcą pójść za ciosem. – Selekcjoner wprowadził pozytywną energię, tego najbardziej brakowało. Grzechem byłoby nie wykorzystać tej szansy z Finami. Na papierze jesteśmy faworytem – powiedział po meczu z Holandią Kamil Grosicki. Ekipa Suomi jest z kolei poważnie osłabiona. W Chorzowie z powodów zdrowotnych nie wystąpi przede wszystkim kapitan Finów Lukas Hradecky, który rozegrał 101 meczów w reprezentacji. 35-letni bramkarz to obecnie jedyna gwiazda fińskiego futbolu, latem przeszedł z Bayeru Leverkusen do AS Monaco i właśnie w meczu ligi francuskiej doznał kontuzji. Na murawie Superauto.pl Stadionu Śląskiego kibice nie zobaczą też byłego obrońcy Cracovii Arttu Hoskonena, który w ekipie prowadzonej przed duńskiego trenera Jacoba Friisa odgrywa ważną rolę, a także m.in. kontuzjowanego od dłuższego czasu skrzydłowego Lecha Poznań Daniela Hakansa. Są natomiast inne polskie akcenty. Jeżeli nic nie stanie na przeszkodzie, szansę mogą otrzymać były obrońca Warty Poznań Robert Ivanov oraz znany z występów w Cracovii skuteczny napastnik Benjamin Kallman (obecnie Hannover 96), który strzelił gola w czerwcowym meczu z Polską. W rankingu FIFA obie drużyny dzieli spora różnica. Reprezentacja Polski zajmuje 37. miejsce, a Finowie są na 69. pozycji. Popularne Puchacze nigdy nie grały w mistrzostwach świata, natomiast na Euro - tylko w 2021 roku, na przełożonym z powodu pandemii turnieju organizowanym na całym kontynencie. Finowie nie wyszli wtedy z grupy. Od wiosny 2024 roku Finowie wygrali tylko trzy mecze, wszystkie różnicą jednej bramki, a zestawienie pokonanych rywali nie przynosi chwały również polskim piłkarzom. Oprócz Biało-Czerwonych mają na rozkładzie tylko Estonię i Maltę. Jesienią ubiegłego roku niedzielni rywale Polaków spadli z dywizji B do C Ligi Narodów, czyli na trzeci poziom. W sześciu spotkaniach - po dwa - z Anglią, Grecją oraz Irlandią nie zdobyli żadnego punktu. W czwartek Finowie spotkali się w Oslo w towarzyskim meczu z Norwegami, ulegli 0:1 po golu Erlinga Haalanda z rzutu karnego w 17. minucie. Mecz Polska vs. Finlandia odbędzie się 7 września o godzinie 20:45. Transmisja od 18:00 w TVPSPORT.PL, aplikacji mobilnej, Smart TV, HbbTV, od 19:30 w TVP Sport, od 20:20 w TVP 1. Spotkanie skomentują: Dariusz Szpakowski i Grzegorz Mielcarski. Czytaj też: Reprezentant Polski zmienia klub. „Nie mogliśmy go przegapić” Kategorie: Telewizja
Kolejny dron spadł w Lubelskiem. Śledczy mają tropObiekt rozbił się kilkaset metrów od domów mieszkalnych. Na miejscu pracują śledczy, którzy zaplanowali przesłuchania świadków i badania szczątków drona. Urządzenie znaleźli przypadkowo dwaj mężczyźni, którzy przyjechali na własne pole. Nie wiadomo, kiedy dokładnie obiekt spadł na ziemię. Komunikaty służb w tej sprawie są na razie raczej enigmatyczne. Eksperci sugerują, iż był to dron Gerbera, czyli nowa rosyjska broń. Mają za tym przemawiać napisy w języku rosyjskim. Żandarmeria Wojskowa i MON informują jednak, że był to prawdopodobnie dron przemytniczy. Był nieuzbrojony. Nie posiadał materiałów wybuchowych. Według wstępnych oględzin obiekt rozbił się na wiele szczątków przy uderzeniu. Czytaj też: Atak rosyjskich dronów na Kijów. Polska poderwała myśliwce Kategorie: Telewizja
Polacy walczą o mistrzostwa świata. Trudne zadanie w ChorzowieBiało-Czerwoni kontynuują walkę o awans do piłkarskich mistrzostw świata w 2026 roku. Reprezentacja Finlandii wygrała zaledwie trzy z ostatnich 14 spotkań rozegranych w ciągu półtora roku. Zwycięstwa odniosła w meczach towarzyskich z Estonią (2:1) i Maltą (1:0) oraz w czerwcowym starciu eliminacyjnym do mistrzostw świata 2026, pokonując Polskę 2:1. W niedzielę w Chorzowie Polacy będą mieli szansę na rewanż. Początek spotkania o godzinie 20:45. Transmisja w Telewizji Polskiej.
Kategorie: Telewizja
W kinach rozczarował, w streamingu od razu jest hitem. Błyskawiczna premiera VODW polskim streamingu zadebiutował horror "Koszmar minionego lata". To nowa wersja kultowego filmu, który w latach 90. należał obok "Krzyku" do ścisłej czołówki przebojów grozy. Reboot w kinach sobie nie poradził zbyt dobrze, jednak na VOD ma szansę dorównać popularnością poprzednikowi, który zaowocował całą trylogią! Gdzie można obejrzeć film?
Piotr Kozłowski
Kategorie: Prasa
Kokaina ukryta w skórach. Przejęto gigantyczną kontrabandęWedług źródeł policyjnych do sobotniego popołudnia funkcjonariusze przejęli ponad 2 tony kokainy. Zatrzymano także 19 osób podejrzanych o udział w procederze. Śledczy ustalili, że gang wykorzystywał transport morski, ukrywając narkotyki w kontenerach przewożących inne towary, przede wszystkim skóry zwierząt. Większość ładunków trafiała do portugalskich portów, szczególnie do Leixoes, skąd była kierowana dalej – głównie do różnych wspólnot autonomicznych Hiszpanii. W toku postępowania, które rozpoczęło się w 2024 roku, ustalono, że część transportów była sprowadzana z inicjatywy kilku portugalskich firm. Policja nie ujawnia na razie szczegółów dotyczących ich działalności ani zarzutów wobec przedstawicieli przedsiębiorstw. Sprawdź też: Musk ma zostać bilionerem. Jest jeden warunek Kategorie: Telewizja
Kilkanaście osób zginęło przez pękniętą linęDokument przygotowany przez Gabinet ds. Prewencji i Badań nad Wypadkami Lotniczymi i Kolejowymi (GPIAAF) wskazuje, że motorniczy bezskutecznie próbował użyć zarówno hamulca pneumatycznego, jak i ręcznego. Po zerwaniu liny i wypadnięciu z szyn kolejka rozpędziła się do 60 km/h, a następnie uderzyła w ścianę budynku przy Placu Restauradores. Śledczy ujawnili, że w środę rano – na kilka godzin przed tragedią – przeprowadzono kontrolę liny kolejki. Inspektorzy nie byli jednak w stanie ocenić jej stanu na całej długości, ponieważ fragment, który ostatecznie pękł, znajdował się pod nawierzchnią wymagającą demontażu. Raport podkreśla, że potrzebne są dalsze badania, aby ustalić pełne przyczyny wypadku. Tymczasem w sobotę odbyły się pierwsze pogrzeby ofiar katastrofy. Pochowano motorniczego feralnego kursu oraz pracownicę katolickiej organizacji społecznej, która wracała tego dnia do domu. W ceremoniach uczestniczył prezydent Portugalii Marcelo Rebelo de Sousa, który oddał hołd ofiarom tragedii. Czytaj więcej: Poważny wypadek kolejki w centrum miasta. Wiele ofiar śmiertelnych Kategorie: Telewizja
Atak rosyjskich dronów na Kijów. Polska poderwała myśliwceW wyniku rosyjskiego ataku dronami na Kijów, stolicę Ukrainy, rannych zostało osiemnaście osób. Są trzy ofiary śmiertelne, w tym kobieta i niemowlę. Według ukraińskich urzędników, zestrzelenie dronów doprowadziło do wybuchu pożarów w kilku budynkach mieszkalnych położonych na wschodnich i zachodnich obrzeżach miasta.
Kategorie: Telewizja
Spadł kolejny dron. Są nowe informacjeW miejscowości Majdan-Sielec na Lubelszczyźnie doszło do upadku niezidentyfikowanego obiektu, który – jak się przypuszcza – był dronem. Według przedstawicieli Żandarmerii Wojskowej i MON miał to być dron przemytniczy. Nie był uzbrojony w materiały wybuchowe.
Kategorie: Telewizja
Atak rosyjskich dronów na Kijów. Polska poderwała myśliwceRatownicy medyczni zostali wezwani do dzielnicy Darnica, na wschód od Dniepru, gdzie czteropiętrowy budynek mieszkalny zapalił się od odłamków dronów zniszczonych w nocnym ataku – poinformował mer Kijowa Witalij Kliczko. „Odłamki drona spowodowały również pożary na dachach 16- i dwóch 9-piętrowych budynków w dzielnicy Swiatoszyńskiej w zachodniej części Kijowa” – dodał mer stolicy. Od fragmentów spadających bezzagłogowców zapaliło się także kilka samochodów. Świadkowie, jak relacjonuje Reuters, słyszeli serię eksplozji, które wstrząsały miastem – odgłosy przypominały działania jednostek obrony przeciwlotniczej. Dziesiątki eksplozji wstrząsnęły także środkowoukraińskim miastem Krzemieńczuk, powodując przerwy w dostawie prądu w niektórych jego częściach – poinformował mer Witalij Małecki w Telegramie. Po północy większość Ukrainy była objęta alertem lotniczym po tym, jak ukraińskie siły powietrzne ostrzegły przed rosyjskimi atakami rakietami i dronami. „W obliczu zagrożenia atakami lotniczymi zachodniego regionu Ukrainy, Polska uruchomiła własne i sojusznicze samoloty, aby zapewnić bezpieczeństwo powietrzne” – poinformowało dowództwo operacyjne polskich sił zbrojnych. Myśliwce, poderwane nocą do ochrony polskiego nieba, wróciły już do baz. Maszyny operowały w związku z atakami lotnictwa dalekiego zasięgu Rosji na Ukrainę. Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych w mediach społecznościowych podziękowało za wsparcie NATO i Królewskim Holenderskim Siłom Powietrznym, których myśliwce F-35 pomagały zapewnić bezpieczeństwo na polskim niebie. Czytaj też: Wybuch na poligonie w Rembertowie. Dwóch cywilów poważnie rannych Kategorie: Telewizja
![]() |
Sondaże polityczneAnkietaStudio OpiniiTVN24 - wiadomości, KrajGazeta Wyborcza — kraj
wnp.pl Informacje z otoczenia przemysłu
TOK.fm - Najważniejsze informacje z Polski
TVN24 Biznes i ŚwiatPortaleTVP.Info300polityka
Dziennik
Wirtualnemedia.pl
CzęstochowaZ serwisów lokalnych Urząd Miasta CzęstochowyPowiat CzęstochowskiDziennik Zachodni - Częstochowa
Gazeta.pl — Częstochowa
wCzestochowie.plCzęstochowa - samorząd
|
Ostatnie odpowiedzi
15 lat 7 tygodni temu
17 lat 42 tygodnie temu